31 grudnia 2015

Za Nowy Rok!

Tak samo jak w poprzednich latach nadszedł czas na zmianę cyferek w kalendarzu. Po suto zastawionych, świątecznych stołach zostały nam dekoracje i resztki w lodówce, a kolejny rok witamy karnawałem. W związku z tym, że jest to symboliczny czas pożegnań, przemyśleń i nostalgii uznałem, że dokonam drobnego podsumowania...


Poza zawirowaniami politycznymi, w których niektórzy dopatrują się niemal końca świata, mieliśmy okazję oglądać również inne ważne wydarzenia.
W świecie polskiej sztuki niewątpliwy krok naprzód uczyniły instytucje kultury. Mimo problemów finansowych wciąż starają się one spełniać swe powinności. Za dobry przykład należy uznać muzea, które zaskakują nas kolejnymi interesującymi wystawami! Wszystko również wskazuje na to, że w innych sektorach kultury nastąpią drobne, lecz zauważalne zmiany. Niektóre projekty jak np. siedziba orkiestry Sinfonia Varsovia, czy kilku muzeów mają się wreszcie doczekać realizacji
Przy tej okazji warto wspomnieć, że świat architektury w 2015 roku zwrócił uwagę na odległy Szczecin - gmach tamtejszej filharmonii został uhonorowany prestiżową nagrodą Mies'a Van Der Rohe. Oby tak dalej!


Uwadze wielbicieli sztuki z pewnością nie umkną ostatni trend artystyczny, panujący w środowisku grafików komputerowych. Sprytni komputerowi geniusze zaczęli przekształcać dzieła realne w wirtualne. Ich praca nie zakończyła się jednak na umieszczeniu obrazów na serwerach. Ci graficy poszli znacznie dalej! Przekształcili gotowe dzieła w ruchome grafiki, coś w rodzaju krótkometrażowych filmików. Oczywiście trend ten nie rozpoczął się wczoraj, a rok-dwa lata temu. To jednak rok 2015 najbardziej obfitował w tego typu kreacje artystyczne. Za najlepszy przykład takiej wirtualnej pracy należy uznać wystawę prac Vincenta Van Gogh'a - "Van Gogh Alive". Można ją oglądać do 14 lutego 2016 na terenie Stadionu Narodowego w Warszawie. Podobno ten eksperyment twórczy ma być zupełnym zaprzeczeniem tradycyjnego zwiedzania w muzeum, jednocześnie umożliwiając zupełnie inną formę kontaktu z dziełem sztuki. W tym przypadku kontakt ma się odbywać przy pomocy nowoczesnych technologii, a dokładniej SENSORY4™. Ledwo zaczęliśmy się oswajać z możliwościami drukarek 3D, a tu już inny cud techniki się nam objawił! Wobec powyższego rodzi się pytanie, czy nowoczesne podejście do sztuki faktycznie zmieni nasz sposób pojmowania jej? Na pewno warto zobaczyć nowe alternatywy dla tradycyjnych form wyrazu. Nawet jeśli ktoś jest zwolennikiem tej klasycznej formy pojmowania sztuki, to nie zaszkodzi by zgłębił tajniki współczesnego podejścia do świata muz.
Przyszłość niesie nam wiele niespodzianek pytanie brzmi, czy będziemy potrafili wykorzystać nadchodzące dni po to, by odnaleźć to czego szukamy.


Swego czasu doświadczona artystka powiedziała, że w dziele najważniejszy nie jest efekt końcowy, a proces twórczy, proces poszukiwania. Czy w tym wypadku najwyższą wartością dzieła jest doświadczenie twórcy oraz jego osobista relacja z jego własnym tworem? Jeśli wartość drogi jest faktycznie ważniejsza od celu, to życzę Wam Szanowni Czytelnicy aby wasze ścieżki były pełne zakrętów i pomysłów na to w jaki sposób obejść kłody, które los rzuca nam pod nogi!
Szczęśliwego nowego roku 2016!

29 listopada 2015

Targowisko prezentów- najciekawsze pamiątki z Chin

Podróż za Wielki mur dostarczyła mi wielu wrażeń, dlatego postanowiłem, że wzorem czasopism o modzie, designie, czy wystroju wnętrz sporządzę własną, drobną listę rzeczy, które warto stamtąd przywieźć...


Jak powszechnie wiadomo do konsekwencji każdej podróży należy zaliczyć pakunki przeznaczone zarówno dla nas samych jak i krewnych, czy przyjaciół. Szczelnie upychane w przeładowanych walizkach po każdym powrocie zaczynają dosłownie zalewać nasze domy. W wielu wypadkach kupujemy drobiazgi takie jak: pocztówki, breloczki, magnesy, długopisy itp.
Czasem jednak, gdy mamy taką możliwość, decydujemy się na zakup czegoś większego.
Jeśli planujecie wyjazd do Chin lub pragniecie aby ktoś Wam przywiózł coś stamtąd, to myślę, że ten post będzie właśnie dla Was!


Orientalne, niedostępne w Europie towary od stuleci są mile widziane w roli prezentów.
Dawniej kupcy przywozili do europy przeważnie skrzynie wypełnione porcelaną, brązami, perłami i jedwabiem. Czasy się jednak zmieniły. Dzisiejsze Chiny to już nie Cesarze, pagody i smoki.
Co zatem przywożą współcześni wędrowcy z Chin?
Oczywiście zawsze najlepsze prezenty to te, które były wcześniej przemyślane lub stanowią przykład typowego, lokalnego wyrobu.
Większość współczesnych pamiątek jest wyrabiana właśnie w Chinach, co nie oznacza, że w tym kraju nie znajdziemy interesujących rzeczy.


Do czołowych chińskich wyrobów na pewno warto zaliczyć ceramikę. W Chinach jest ona nie tylko powszechna. Dodatkowym jej atutem jest różnorodność. Zwłaszcza w Pekinie wyroby ceramiczne osiągają nie tylko rożne rozmiary ale i formy- od rzeźb, poprzez wazy aż do biżuterii. Osobiście uważam tamtejsze wazy za absolutnie fantastyczne. Za ciekawy należy uznać fakt, że kopie oryginalnych waz z czasów różnych dynastii można bez problemu kupić zarówno w sklepikach muzealnych jak i tych z pamiątkami. Z tego co słyszałem lepiej jednak zachować rachunek ze sklepu po to by nikt nie posądził Was o nielegalny wywóz zabytków.


Kolejnym przykładem, ciekawego prezentu jest biżuteria. Od bransoletek, poprzez naszyjniki aż do kolczyków. Za najbardziej klasyczną należałoby uznać perły. Słynne, połyskujące dary morza w roli prezentu zawsze się sprawdzą. Niestety perły są dość drogie i bardzo trudno odróżnić te prawdziwe, od tych sztucznych. Odrobinę tańsze lub w podobnych cenach są wyroby porcelanowe. Ostatnim krzykiem tamtejszej mody jubilerskiej są wyroby posiadające kawałki naczyń z prawdziwej, tradycyjnej porcelany. Zazwyczaj kawałki zniszczonych naczyń zostają odpowiednio dopasowane i wtopione w stosowną metalową ramę. Dzięki temu fragmenty zabytkowego, potłuczonego talerza mogą stać się najważniejszymi częściami niezwykle efektownego kompletu biżuterii. Następne w kolejce są równie interesujące wyroby z Nefrytu i Jadeitu. To typowe dla Chin kamienie jednak muszę przyznać, że czasem ciężko je rozróżnić. Z tego co mi wiadomo najprostszym sposobem jest rozróżnienie kolorystyczne. Barwy nefrytu są mniej intensywne, z kolei Jadeitu mocne. Warto jednak wiedzieć, że oba te kamienie mają swoje różne odmiany kolorystyczne. Tj. nie muszą występować jedynie w odcieniach zieleni. Dodatkowym ich atutem są właściwości- wyroby z obu tych kamieni podobno dobrze wpływają na pracę nerek.


Kolejny pomysł jest nieco bardziej praktyczny, zwłaszcza w naszym klimacie.
Okazuje się, że słynne azjatyckie parasole z bambusa i papieru wciąż są produkowane. Co ciekawe najłatwiej znaleźć je w pekińskiej strefie sztuki (798) lub w Hutongach. Przeważnie są sprzedawane w sklepach z parasolami. Oczywiście są to niewielkie zakłady, specjalizujące się w sprzedaży tylko tego typu obiektów. Wszystkie chińskie parasole są wykonane ze specjalnie spreparowanego papieru i mają nas chronić przed deszczem. Warto wiedzieć, że specjalne pokrowce na te parasolki są sprzedawane oddzielnie. Poza tym nie tylko same motywy wizualne stanowią istotę parasola, ale również adnotacje się na nich znajdujące. Zazwyczaj napisy te mają charakter poetycki i odnoszą się albo do właściciela, albo motywu malarskiego. Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiły parasolki z motywem kwiatu śliwy.


W podobnej cenie co parasol można nabyć prezent szczególnie przydatny w upalne dni- wachlarz.
Podobnie jak parasole, wachlarze są wykonane przeważnie z papieru i drewna. Również posiadają bardzo różnorodne motywy i tak samo jak poprzednia propozycja występują w specjalnych sklepach.
Mimo to zakupy w sklepie z wachlarzami mogą okazać się nieco tańsze niż poprzednich zakładach. Np. w przeciwieństwie do parasoli nie wymagają one specjalnych pokrowców, a niekiedy są równie piękne. Oczywiście chiński wachlarz nie koniecznie musi być dodatkiem do stroju na przyjęcie. Równie dobrze można go ustawić na odpowiednim stojaku. Wówczas będzie nam służyć za ozdobę wnętrza.







Oczywiście to nie wszystko. Kolejnym wartym uwagi prezentem są jedwabne szale.
Również ręcznie malowane przez artystów niewątpliwie są w stanie zadowolić każdą grupę wiekową.
Część posiada tradycyjne motywy florystyczne, a niektóre nieco bardziej współczesne, wyglądem zbliżone do technik impresjonistycznych. Ciekawostkę stanowi "dodatek" do każdego w postaci instrukcji wiązania. Dzięki temu każdy może odkryć "jak to się nosi". Niestety nie posiadam zdjęcia żadnego z nich. Również fani herbat byliby zachwyceni wyborem zarówno rodzajów napoju jak i malowanych zestawów do jego podawania. Wielbicielom uroczystych kolacji polecałbym z kolei zastawy stołowe lub znacznie tańsze zestawy pałeczek. Z kolei kucharze mogą się tam zaopatrzyć w nieznane w Polsce, orientalne przyprawy
To już wszystko jeśli chodzi o temat najciekawszych darów "zza muru"...
Do zobaczenia w grudniowym, magicznym okresie przedświątecznym!


30 października 2015

Łyżką i Pałeczkami- Smaki Chin

Jak do tej pory nie zdarzało mi się pisać o kuchni. Sądzę jednak, że jest ona istotnym elementem każdej kultury oraz stanowi swoisty wstęp do poznania obyczajów panujących na danym obszarze.
W związku z tym uznałem, że najwyższy czas aby co nieco Wam o niej opowiedzieć!
Jak dobrze wiecie, choćby z ostatniego postu, początki jesieni upłynęły mi pod znakiem kuchni dalekiego wschodu.


W Chinach kulinaria stanowią niezwykle istotny element życia codziennego.
Dla mieszkańców Państwa Środka nawet kontakty międzyludzkie zaczynają się od przedstawienia nie tylko siebie, ale również specjałów kuchni swojego regionu...
Po podaniu imienia, nazwiska i miejsca pochodzenia należy opowiedzieć o specjałach kulinarnych miejsca pochodzenia.
Z pozoru wydawałoby się to bardzo proste jednak w praktyce okazuje się, że człowiek nagle zaczyna się zastanawiać nad tym, które danie można uznać za specjalność regionu.
Czyżby kuchnia mogła powiedzieć nam coś więcej o danym miejscu?


Nasze wyobrażenie o smakach Chin niewątpliwie odbiega od rzeczywistości. Warto zaznaczyć, że przekroczenie granicy prowincji można porównywać z wyjazdem za granicę.
Niektórzy z Was mogą zapewne zapytać o to, czy jadłem psy, koty i gołębie.
Z tego co wiem, to niekoniecznie...


W Pekinie za największy specjał regionalny uznaje się słynną już kaczkę, kilka rodzajów klusek oraz pierożki gotowane na parze. Oczywiście od razu należy zaznaczyć, że żaden z polskich tzw. "Chińczyków" nie jest nawet bliski tego za co można cenić tamtejszą gastronomię.
Co mnie urzekło w tamtejszym menu, to ogromny wybór owoców morza- krewetki, kraby, małże i ryby niemal na wyciągnięcie ręki. Nie one reprezentują jednak tzw. Północ.
Jak wcześniej wspomniałem królową stołecznej kuchni jest Kaczka po Pekińsku.
Muszę przyznać, że nie miałem pojęcia jak to słynne danie może wyglądać.
Nie jestem w stanie zdradzić Wam przepisu na nie- mogę jednak opowiedzieć o tym jak wygląda.
Przede wszystkim składa się ono z kilku składników- placków, kaczego mięsa, cebuli i sosu.
Każdy ze składników znajduje się na oddzielnym talerzu. Zadaniem spożywającego jest odpowiednie ułożenie składników w taki sposób aby na koniec zwinąć placek i spożyć danie w formie zbliżonej do naleśnika.


Za ciekawostkę należy uznać fakt, że wypieczone skórki są podawane oddzielnie i spożywa się je z cukrem. Kluski w Chinach podawane są w formie zupy w głębokich naczyniach. Nie zrobiły one jednak na mnie szczególnego wrażenia. Godne polecenia są za to pierożki, które wyglądają i smakują zupełnie inaczej niż nasze rodzime. Przede wszystkim sposób zwijania ciasta jest zupełnie inny. Chińskie pierożki przypominają bardziej ciasteczka z nadzieniem- są okrągłe, a fałdki na cieście znajdują się po środku. Niekiedy przypominają wręcz zamknięty kwiat. Ich nadzienie w tradycyjnym znaczeniu zazwyczaj stanowią mięso (kurczak, wieprzowina) lub owoce morza (krewetki, kraby). Oczywiście istnieją również lokale, mające w ofercie bardzo różne jego rodzaje, w tym wszelkiego rodzaju wariacje.
Za najbogatszą i najbardziej interesujące, z tego co słyszałem, należy uznać kuchnie południa i Syczuanu. Kulinaria syczuańskie słyną z ostrych dań. Południe z kolei, zwłaszcza prowincja Yunnan specjalizuje się w owocach morza, rybach i wszelkiego rodzaju "zieleninie".
W tym przypadku zmiana zwyczajów kulinarnych wiązała się również z odmienną zastawą stołową...


W zasadzie ciężko by było pojechać do Chin i nie odkryć uroków jedzenia słynnymi pałeczkami!
Zapewne każdy, kto miał okazję udać się na daleki wschód ma za sobą lekcje jedzenia bez użycia noża i widelca.
Jak się okazuje za pomocą pałeczek można jeść dosłownie wszystko- od makaronów, poprzez ryż, aż do mięs, czy pierożków. Ryż smażony, w przeciwieństwie do białego, gotowanego spożywany jest za pomocą łyżki.


Przebywając w Pekinie nie trzeba się jednak obawiać. Jeśli znudzą nam się ryż i pałeczki to zawsze możemy się udać do restauracji serwujących dania europejskie, arabskie, czy te pochodzące z innych krajów azjatyckich. Do tych ciekawszych i lepiej przyrządzanych należą kuchnie: koreańska, japońska, wietnamska, tajska i indyjska. O ile w Europie bez problemu natkniemy się na restauracje indyjskie, o tyle kuchnia Korei, Wietnamu, czy Tajlandii do najpopularniejszych raczej nie należą. To wielka szkoda ponieważ są one niezwykle bogate. Przyznam jednak, że to Korea, Tajlandia i Wietnam zwróciły moją uwagę. Wydały mi się niezwykle intensywne i zróżnicowane. Z kuchnią Tajlandii już zawsze będzie mi się kojarzył kokos, Wietnam będę utożsamiać z kwaskowatymi smakami, a Koreę ze skwierczącymi daniami i metalowymi pałeczkami.
Jednym słowem przebywając w Pekinie udało mi się skosztować połowę azjatyckiego talerza...

30 września 2015

Za Wielkim Murem

Niektórych z Was mogła zdziwić moja ostatnia dłuższa nieobecność.
Była ona wynikiem nieprzewidzianej sytuacji. Mam jednak nadzieję, że najbliższymi postami wynagrodzę Wam tę ciszę.
Moje niespodziewane zniknięcie wiązało się z kolejną wyprawą. Tym razem postanowiłem udać się na Daleki Wschód! A dokładniej do Państwa Środka...


Muszę przyznać, że Chiny to niezwykły kraj, który zarówno poprzez szeroko pojętą kulturę i sztukę zupełnie odbiega od naszych europejskich standardów.
Osobiście miałem przyjemność odwiedzić dwa miasta- Pekin i Xi'an.
Dlatego z góry uprzedzam, że moje najbliższe posty będą dotyczyć północnej części państwa.


Każdy zapewne może mieć nieco inne wyobrażenie o tym kraju. Warto jednak nadmienić, że nie każdy z popularnych w Polsce stereotypów jest zgodny z rzeczywistością.
Przede wszystkim Chiny nie są krajem ludzi niskich. Przeciętni mieszkańcy, przynajmniej północnej części kraju, są średniego wzrostu. W pekińskim metrze bez problemu znajdziemy ludzi zarówno wysokich jak i niskich. Niektórzy osiągają nawet więcej niż 2 m. wzrostu.
Jeśli chodzi o znajomość języków obcych, to przeciętny Chińczyk raczej do grupy poliglotów się nie zalicza. Przez ogromną ilość różnych dialektów, rzadko kto ma wystarczającą ilość czasu i chęci na to aby zgłębiać jeszcze języki obce. Ci, którzy stosunkowo dobrze znają angielski są jednak bardzo pomocni. W wielu wypadkach do tego stopnia, że potrafią nawet odprowadzać cudzoziemców niemal pod sam cel danej wycieczki.


Oglądając zdjęcia zapewne zwróciliście uwagę na powszechnie występujące odcienie czerwieni. Warto wiedzieć, ze kolor czerwony jest uznawany za kolor Chin.
Z tego względu stanowi on dość powszechny element tamtejszego krajobrazu.


Jeśli chodzi o wygląd miast to muszę przyznać, że chińskie do zbyt pięknych nie należą.
Zazwyczaj zabudowane są w sposób chaotyczny i nieprzemyślany.
Jedyny wyjątek stanowi stara zabudowa. Historyczne dzielnice Pekinu, zwane Hutongami, reprezentują typowo miejską, zwartą zabudowę. Cechuje się ona niewielką ilością kondygnacji i stonowaną kolorystyką. Typowe budynki wchodzące w jej skład zazwyczaj tworzą harmonijne pierzeje. Osiągają one maksymalnie dwie kondygnacje. Zazwyczaj są to ceglane budynki w szarym kolorze. Ewentualnie mogą się pojawiać czerwone akcenty lub drewniane elementy.
Obecnie stara zabudowa jest remontowana i dość często przekształcana w modne bary i restauracje.


Za interesujący akcent chińskich miast należy uznać neony, lampiony i wszelkiego rodzaju formy podświetleń. W tej mierze Chińczycy wykazują się niezwykłym zmysłem. Nocą tamtejsze miasta są niezwykle kolorowe i jasne. Zwłaszcza ulice z licznymi lokalami usługowymi. Przechadzając się wieczorem po chińskim mieście można odnieść wrażenie, że w Chinach dzień nigdy się nie kończy.


Poza architekturą, którą zapewne jeszcze nie raz omówię, Chiny posiadają również wysoko rozwinięte: poezję, malarstwo, ceramikę i rzeźbę. O poezji niestety nie jestem w stanie powiedzieć zbyt wiele. Jeśli chodzi o malarstwo to za creme de la creme chińskiego malarstwa uznawane są dzieła tworzone tuszem. Najczęstszym tematem prac są utopijne, poetyckie krajobrazy. O ceramice chyba wspominać nie muszę- prawie każdy Europejczyk zna pojęcie "waza z dynastii Ming".


Oczywiście to nie jedyne przykłady tamtejszej ceramiki. Za co bardziej interesujące należy również uznać liczne przykłady, kolorowych pokryć dachowych, czy zdobień o formach niemal rzeźbiarskich. Jeśli chodzi o wazy to warto wspomnieć o tym, że niektóre są wykonane z tego samego materiału co rzeźby- tj. z brązu. Chińska rzeźba z kolei specjalizuje się w przedstawieniach zwierząt i mitycznych istot- głównie smoków i feniksów, uznawanych za symbole cesarskie. Oczywiście do tego dochodzą przykłady dzieł sakralnych- buddyjskich i taoistycznych. Do tworzenia tych dzieł wykorzystywano zarówno metal (głównie brąz) jak i kamień (np. nefryt, jadeit, czy marmur).


Przebywając tam odniosłem również wrażenie, że lokalną specjalnością jest ogrodnictwo. Tereny zielone w Chinach są utrzymane na bardzo wysokim poziomie. Zarówno na ulicach, placach jak i w parkach zobaczymy również interesujące formy rabatek jak i florystycznych instalacji.

Z pewnością mogę powiedzieć, że Chiny to trudny kraj do zwiedzania, ale zdecydowanie warto się tam udać. Poza licznymi atrakcjami w postaci nauki jedzenia pałeczkami, szaleństwa na ulicach, czy innych "rozrywek" warto wydać oszczędności na przelot choćby po to by zobaczyć smoki, pagody i wieżowce...

31 sierpnia 2015

Magia street art

Po upalnych dniach spędzonych na plażach i w zacienionych pomieszczeniach (z dużą ilością lodu pod ręką) czas wracać do pracy!
Jedna z czołowych wakacyjnych rozrywek miejskich tj. "włóczenie się" po nieznanych zakątkach własnego miasta zainspirowała mnie do wypowiedzenia się na temat tego o czym nie każdy mówi pochlebnie...


Dzisiejszy kontrowersyjny temat dotyczy ściennych dekoracji ulicznych, uznawanych często za akt wandalizmu wandalizmu- czyli najprościej mówiąc przyszedł czas na graffiti!


Samo pojęcie graffiti wywodzi się z języka włoskiego, w którym funkcjonuje jako "graffiare" co oznacza drapać, skrobać lub bazgrać.
Ten rodzaj technik, czy też działania artystycznego stał się szczególnie popularny w latach 80'tych XX wieku na terenach Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Moda na graffiti wiąże się bezpośrednio z rozwojem przemysłu, a dokładniej z rozpowszechnieniem farb w pojemnikach ciśnieniowych.
Dziś za króla tej formy wyrazu artystycznego uważa się Bansky'ego, słynącego z kontrowersyjnych dzieł często komentujących otaczającą nas rzeczywistość.


Za interesujący należy uznać fakt, że w Polsce murale goszczą nie od dziś.
Dawniej służyły one przeważnie reklamowaniu produktów lub zastępowały szyldy.
Najczęściej lokowano je na ścianach szczytowych. W Warszawie znajdziemy jeszcze nieliczne przykłady tego typu prac. Jedne z ciekawszych form XIX-wiecznych szyldów znajdują się między innymi na szalenie modnej ostatnio Pradze Północ.
Murale w roli reklam z kolei funkcjonowały już w latach 70 XX. Wówczas to na zlecenie różnych spółek państwowych powstawały w bardzo różnych formach. Najczęściej można je było spotkać na wyżej wspomnianych ścianach szczytowych. Istotne jest to, że kreatorami tych dzieł byli artyści. Dzięki czemu często posiadały one niesztampowe formy. Co ciekawe niektóre funkcjonowały nawet w formie 3D. Za interesujący należy uznać również fakt, że potrafiły one szczelnie pokrywać ściany szczytowe nawet 5-piętrowych kamienic.


Dziś dyskusje nad graffiti rozbijają o refleksję nad jego rolą w przestrzeni publicznej.
Główne pytanie dotyczy tego, czy graffiti to sztuka, czy akt wandalizmu?


Nie wątpię, że każdy jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Co ciekawe każdy ma rację. Jeśli chodzi o tę formę wyrazu artystycznego to trzeba przyznać, że ma ona prawo wzbudzać kontrowersje. W sytuacji gdy przybiera nieudolną formę "napisu nienawiści" to oczywiście mamy do czynienia ze zwykłym aktem wandalizmu. Jednak w sytuacji gdy spray do ręki weźmie artysta, to naszym oczom mogą się ukazać prawdziwe cuda.


Podróżując po różnych miastach, czy to w Europie, Azji, czy Ameryce nie raz miałem okazję natrafić na różne formy graffiti.
Zauważyłem, że czasem wcale nie jest ono techniką czysto artystyczną w sensie malarskim. Bywa i tak, że funkcjonuje ono jako nośnik konkretnych przemyśleń, cytatów filozoficznych, czy nawet poezji.


Geniusz graffiti nie opiera się jednak na stworzeniu samego dzieła. Najciekawsze przykłady tej formy wyrazu czerpią nie same z siebie, a z otoczenia. Prawdziwy twórca tej techniki musi dobrze znać grunt, na którym tworzy i mieć pomysł na to gdzie umieścić swoje dzieło.
Najlepszymi miejscami na tego typu dzieła są: nisze po drzwiach i oknach, ślepe ściany, popękane płoty itp.


Jego urok wyraża się przede wszystkim w dowolności. W przeciwieństwie do klasycznych technik malarskich, graffiti nie zna granic. Nie ma płótna ani ram ono może powstać dosłownie wszędzie i każde tworzywo będzie właściwe.
Co ciekawe ten rodzaj twórczości zaczyna zyskiwać coraz szersze grono odbiorców.
O dziwo wcale nie dotyczy to jedynie przechodniów. Niektóre dzieła wykonane w tej technice trafiają na rynek. Do najciekawszych tego typu przypadków należą np. fragmenty Muru Berlińskiego. Sprzedawane w latach 90'tych kawałki betonowej konstrukcji były gęsto pokryte różnego rodzaju napisami, czy formami plastycznymi. Za najdroższe i najcenniejsze uznawano te, które zostały ozdobione dziełami znanych artystów.
Jedyne co jeszcze może zastanawiać w kwestii graffiti to pytanie o to, czy każdy artysta może zostać graficiarzem?

29 lipca 2015

Ornung muss sein?

Jak wiadomo od wielu lat Warszawa jest stale w budowie, Berlin z kolei w remoncie.
Niemiecka stolica, która w teorii powinna reprezentować precyzję, kulturę i mimo wszystko niechętnie wspominaną brutalność narodu niemieckiego, w praktyce wygląda nieco inaczej.
Wielu z nas z pewnością może wyobrażać sobie, że stolica naszych zachodnich sąsiadów to miasto niemal doskonałe- bogate, schludne i eleganckie. Czy takim jest w istocie?


Przyznam, że Berlin zrobił na mnie wrażenie. Z pewnością tamtejsze budynki są zacznie bardziej zadbane niż te w Warszawie, na ulicach jest zdecydowanie schludniej, ale czy wszystko jest takie doskonałe? Nie powiedziałbym.
Wycieczkę do tego miasta polecam każdemu kto choć trochę interesuje się przestrzenią miejską, urbanistyką, architekturą, czy sztuką.
Miasto na pewno jest o wiele bardziej przemyślane i sprawia wrażenie bardzo praktycznego.
Funkcjonalizm jednak nie zawsze oznacza urok.
Z pewnością znajdziemy tam wiele przykładów naprawdę dobrej architektury, zarówno starej jak i nowej. Dla mnie jednak miasto to miejscami było trochę zbyt wycyzelowane.
Mimo wszystko widać tam pewien nazwijmy to "gorset" kulturowy. Budynki są ładne, ale nie posiadają dozy tego lekkiego, urokliwego nieładu, który ubóstwiamy w miastach włoskich.
Za co można jednak pokochać to miasto?


Z pewnością za jego praktyczność i pewną dozę harmonii.
Wyraża się ona w miejskim planowaniu przestrzennym. W śródmieściu tej metropolii znajdziemy nieliczne, ale wciąż interesujące przykłady kamienic. Zazwyczaj mają one wysokość około czterech-pięciu pięter. Do nich z kolei systematycznie doklejane są nowe domy o podobnych rozmiarach. Dzięki temu nowa architektura miasta nie jest krzykliwa.


Nowe budownictwo Berlina jest raczej stonowane. Współczesne obiekty architektury ani poprzez gabaryty, ani tym bardziej poprzez kolorystykę nie odbiegają od swoich historycznych poprzedników. W przestrzeni metropolii co prawda dominuje niezbyt monumentalna zabudowa. Mimo to znajdziemy tam całkiem sporo przykładów obiektów, które sprawią, że poczujemy się malutcy.


Za takie obiekty mogą uchodzić przede wszystkim główne gmachy administracji państwowej, siedziby instytucji kultury, czy lokalne ośrodki nauki.
Dodatkowo we wschodniej części miasta znajduje się słynna Aleja Marksa, zaprojektowana ze zdecydowanym rozmachem. Co ciekawe o ile architektura tego założenia przytłacza, o tyle ilość przestrzeni i zieleni czynią to miejsce całkiem przyjemnym do jazdy na rowerze lub spaceru.
Warto zresztą zaznaczyć, że dominująca zabudowa o niewielkich gabarytach sprawia, że większe obiekty są naprawdę widoczne.


Interesujący jest również sposób w jaki miasto eksponuje swoją historię.
W Berlinie znajdziemy przykłady trwałych ruin i dość liczne pozostałości po "wiatrach historii".
Bardzo ciekawe są np. pozostałości po dość sporym, neogotyckim dworcu w okolicach Placu Poczdamskiego. Znajdziemy tam również pozostałości słynnego muru, resztki starych kamienic, a nawet wyeksponowane stare zdjęcia wraz z historycznymi opisami.
Bardzo ciekawie prezentuje się tzw. "Check point". Tj. przejście graniczne do strefy amerykańskiej, gdzie natrafimy na panów przebranych za żołnierzy z lat 40'tych XX wieku..


Jeśli chodzi o poruszanie się po mieście to oczywiście można wybrać się pieszo. Odległości między niektórymi punktami są jednak na tyle duże, że warto zainwestować w bilety komunikacji miejskiej.
Pod tym względem, użytkownikom trójmiejskiej SKM będzie łatwo- zarówno na stacjach S-Bahn jak i U-Bahn, kasowniki znajdują się na peronach. Automaty z biletami również.
Obie kolejki niestety nie są klimatyzowane także należy się przygotować na to, że w wagonikach może być duszno i gorąco.


W zasadzie cały Berlin jest miastem interesującym- każdy znajdzie tu coś interesującego.
Wielbiciele muzyki znajdą liczne koncerty, miłośnicy sztuki- niezwykłe zbiory muzealne, ciekawe przykłady architektury. historycy z kolei odnajdą tam liczne relacje z dawnych lat. Myślę, że największą zaletą tego miasta jest to, że nie jest tak daleko, a jest tam co oglądać.

29 marca 2015

Hand, czy ready made?

Dziś chciałbym porozmawiać o sprawach dość oczywistych, ale nie każdemu znanych...
Jednym z głównych dylematów współczesnych twórców i nabywców sztuki jest wybór między tym co zostało wykonane ręcznie, a tym co "stworzyły" maszyny.
Co ciekawe problem ten nie dotyczy jedynie Sztuki- związany jest również z ekonomią, designem, a nawet dotyka problematyki konserwacji zabytków.


Mówiąc o hand made i ready made, czyli rzeczach wykonanych ręcznie lub maszynowo warto przytoczyć odrobinę terminologii...
Ogólnie rzecz biorąc obiekty wykonane ludzką ręką określa się mianem rękodzieła.
Termin ten, według słownikowej definicji, odnosi się do wyrobów rzemiosła artystycznego.
Jego funkcjonowanie w języku sięga czasów przełomu XIX i XX wieku i I połowy XX.
Ściśle z nim związany, termin rzemiosło artystyczne z kolei, w swoim słownikowym znaczeniu, odnosi się przede wszystkim do tzw. sztuki zdobniczej, sztuki użytkowej, czy w starszym przekładzie sztuk stosowanych.
W szerokich ramach tego określenia mieszczą się dziedziny takie jak: złotnictwo, jubilerstwo, kowalstwo artystyczne, hafciarstwo, tkactwo, meblarstwo itp.
W języku zaczął funkcjonować, podobnie jak poprzedni, pod koniec XIX w.
Warto wiedzieć, że w starożytności rzemiosło artystyczne opierało się głównie na pracy niewolniczej. Dziś oczywiście artysta- rzemieślnik to zawód jak każdy inny tj. związany jest z otrzymywaniem wynagrodzenia za wkład pracy.


Termin ready made (z ang. przedmioty gotowe) z kolei jest silnie kojarzony z postacią Marcel'a Duchampa. Odnosi się on do rzeczy gotowych, fabrycznych, które artysta miał podnosić do rangi sztuki poprzez pozbawienie ich racjonalnego, pierwotnego kontekstu. Warto zaznaczyć, że ten typ działania był szczególnie popularny w latach 60'tych w kręgach pop-artu.
Dziś oczywiście wobec dalej postępującego rozwoju technologii termin ten nabrał nowego znaczenia.
Jak to się odnosi do wyżej wspomnianego problemu?


Otóż jak widać dawniej za sztukę uznawano przedmioty wytworzone ręką człowieka, a nie te z taśmy fabrycznej. Doskonałym tego przykładem jest fotografia, którą dopiero ząb czasu umieścił na piedestale świata sztuki.
Dlaczego?
W ogromnym skrócie problem uznania dzieła fotografii za dzieło sztuki wiązał się z jej technologicznym aspektem- fotografia nie posiada cech typowych dla wcześniej znanych dzieł sztuki. Proces twórczy w przypadku tej dziedziny dokonuje się za pomocą maszyny, a nie ręki.
I tu właśnie pojawia się sedno wcześniej zaznaczonego problemu- dzieło ludzkich rąk, a maszyny.
Oba posiadają wartość, ale czym się różnią?


Przede wszystkim estetyką!
Dzieło ludzkich rąk to obiekt, który cechuje pewna niepowtarzalność, a przez to dany obiekt jest wyjątkowy. Każdy medal ma jednak dwie strony...


Dzieło ludzkiej ręki to twór wyjątkowy i niepowtarzalny.Wykonany nawet w sposób bardzo precyzyjny nigdy nie będzie "doskonały". Zawsze w tego typu obiektach występują pewne drobne skazy, czy niedociągnięcia. Są one wyrazem nie partactwa, a ludzkiej niedoskonałości- nie jesteśmy przecież w stanie powielać w maszynowy sposób tego samego wzoru!
Tę niepowtarzalność można rozpatrywać zarówno jako wadę jak i zaletę takich dzieł.
Z jednej strony oczywiście miło jest posiadać coś czego nikt inny nie ma.
Z drugiej niestety nasze potrzeby rynkowe generują tak wysoki popyt na niektóre obiekty, że bez produkcji masowej nie bylibyśmy w stanie zaspokoić potrzeb społeczeństwa...


I tu właśnie pojawiają się zalety dzieł wykonanych przez maszyny.
Twory techniki umożliwiły nam tworzenie niemal nieskończonej ilości kopii tej samej rzeczy. Co więcej obiekty te są wykonywane w sposób bardzo dokładny- np. na obiektach malowanych nie znajdziemy żadnych śladów niedociągnięć, czy zgrubień. Każdy obiekt jest wykonany w dokładnie taki sam sposób i reprezentuje dokładnie jedną i tę samą myśl.
Dawniej było to przecież nieosiągalne.
Jednak, czy to co wytworzy maszyna może mieć wartość podobną do tej reprezentującej dzieło ludzkich rąk?
Żyjemy dziś w bardzo ciekawych czasach. Notorycznie słyszymy o kolejnych nowatorskich wynalazkach, które mają poprawić nam życie.
Nie omijają one również świata sztuki- jeszcze do niedawna mieliśmy okazję podziwiać w warszawskim CSW rzeźbę wykonaną za pomocą drukarki 3D. W Chinach z kolei powstał wielorodzinny dom, wykonany tym samym sposobem.
Nasuwa się jednak pytanie o to, czy te zmiany są dobre.
Współczesność wypromowała zupełnie inną estetykę, w pewnym sensie wprowadziła fabryki do świata sztuki.
Pytanie brzmi, czy te fabryki sztuki nie wyprą się kiedyś pierwotnych muz...

22 lutego 2015

Jak narodziła się tęcza?

Dziś chciałbym zaprezentować Wam krótką historię narodzin tęczy!
Oczywiście nie legendy z Placu Zbawiciela, a tej, która umożliwia nam rozpoznawanie wszystkich kolorów...


Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym ile jest podstawowych barw?
W szkole podstawowej najpewniej usłyszycie, że są 4: czerwony, żółty, zielony i niebieski.
Przy odrobinie szczęścia dowiemy się nawet o istnieniu czerni i bieli.
Jednak koncepcja ta nie jest do końca zgodna z prawdą...
Istnieje kilka podziałów dzięki którym jesteśmy w stanie dowiedzieć się skąd się biorą wszystkie kolory, nawet te których niektórzy nie potrafią nazwać.


Oczywiście na temat samego pochodzenia "pra-kolorów" i związanych z tym wątków pobocznych np. symboliki można by zapewne napisać doktorat, jeśli nie całą encyklopedię.
Dziś jednak postaram się zaprezentować Wam te z kolorów, które odpowiednio między sobą mieszane umożliwią każdemu stworzenie pełnej palety barw...
Widzenie barw to proces optyczno-biologiczny. Najprościej rzecz ujmując jest to doznanie zmysłu wzroku, wywołane przez promieniowanie elektromagnetyczne.


Przyjęło się uważać, że minimalny zestaw kolorów składa się z 3 barw: magenty, cyjanowego- niebieskiego i cytrynowego- żółtego.
Co to za kolory?
Magenta, czy też "madżenta" to po prostu kolor różowy. Jest to najmocniejsza odmiana różu, która poprzez skrzyżowanie z pozostałymi 4 barwami umożliwia nam stworzenie całego szeregu innych kolorów. Gdy w odpowiednich proporcjach zmieszamy ją np. z cytrynowym-żółtym, uzyskamy odcienie czerwieni i brązu. Połączona z cyjanowym-niebieskim z kolei stworzy nam paletę fioletów.


Cyjanowy-niebieski zwany też "cyjanem" często nazywany jest blado-niebieskim. W wielu wypadkach jest to producencki błąd. Cyjan to najmocniejszy odcień niebieskiego.
Nagminnie pod tą nazwą w sklepie możemy znaleźć niebieski z odrobiną fioletu. Jego prawidłowa wersja, połączona z cytrynowym-żółtym pozwala uzyskać wszelkie możliwe odcienie zieleni.
Wersja z odrobiną fioletu już niestety nie daje nam takich możliwości...


Ostatnim z tych 3 podstawowych kolorów jest cytrynowy-żółty, który jak wcześniej wspomniałem odpowiednio łączony z magentą pozwala nam uzyskać czerwienie, a z niebieskim- zielenie.
Całości dopełniają standardowe czerń i biel... Czy tylko one?
Otóż istotny w tej kompozycji jest jeszcze szary...


Niedoceniane i często kojarzone z biedą, odcienie szarości to nic innego jak wynik zmieszania bieli z czernią, lub wszystkich 3 wyżej wspomnianych podstawowych kolorów.
Warto wiedzieć, że szary doskonale sprawdza się zarówno w roli tła, jak i dopełnienia gamy kolorystycznej.
Z tego względu szarości znalazły zastosowanie we współczesnej architekturze.
Niezwykła neutralność tego koloru sprawiła, że stał się on prawdziwym hitem wnętrzarskim. Zwłaszcza w przypadku wystawienniczych sal galerii i muzeów.
Jednym słowem szary pasuje do wszystkiego!


Znajomość podstawowych barw wydaje się czymś niezwykle banalnym, jednak każdy kto ją posiada odnajdzie jej sens- zastosować ją można w każdej dziedzinie w jakikolwiek sposób związanej ze światem sztuki.
Niestety pamiętajmy o tym, że nie każdy ją doceni.
Koniec-końców daltonista z rozróżnieniem barw będzie miał problem...