Czasami życie przypomina teatr. W przerażający sposób zmusza nas do ukrywania emocji podczas gdy wewnątrz nas następuje erupcja. Czasami zmusza nas do uśmiechu, gdy z oczu leją się łzy.
Życie nie zawsze bywa sprawiedliwym, nie zawsze karze winnych, nie zawsze nagradza zasłużonych.
Pech to pech jednak nadziei na lepsze jutro tracić nie należy.
Obyczaj czasem zmusza nas do drobnego kłamstwa. Ja sam często chciałbym po prostu uciec stąd gdzieś w siną dal udając, że nie znam realiów, jednak czy to byłoby życie?
Wiecie ład stworzony przez ludzkość nie jest doskonały, a system ma charakter wielkiej pomyłki. To wszystko prawda. Jednak uważam, że nie warto płakać nad rozlanym mlekiem, lepiej coś z tym zrobić. Zawsze można mieć dobrą minę do złej gry, udawać, że nic się nie dzieje. Zawsze można siedzieć w miejscu i narzekać. Zawsze można to robić, ale czy nie lepiej stanąć do walki? Nie mam na myśli ślepej walki Don Kichota z wiatrakami, ale walkę sensowną. Dobry plan działań często zdaje egzamin. Owszem realizacja nigdy nie jest idealną, ale zawsze jest lepszą od złożonej akcji wywołanej nagłym zrywem.
Jeśli chodzi o takie przykłady egzystencji "jak w teatrze" to dla mnie czymś takim jest życie w Warszawie, opowiadanie o niej.
Wiecie... Na przykład dla mnie ta rzeczywistość jest upiorną. Warszawa to smutne miasto, które zostało częściowo pozbawione własnych korzeni, tożsamości. Mieszkańcy tego produktu "miasto-podobnego" to kilka procent ludzi naprawdę z nim związanych i gromada przypadków, które tu trafiły w pogodni "za chlebem". W wielu wypadkach są to ludzie nieobyci, zarozumiali, bezczelnie ukazujący swe pochodzenie fałszując obraz prawdziwego mieszczanina. Denerwuje mnie to! Nie mogę na tych ludzi patrzeć, nie jestem w stanie ich słuchać, ale co poradzę? Kolejną kłodą życia tu jest krajobraz. Warszawa to miasto koszmarnych kontrastów, które wręcz męczą swą brzydotą. Nikt o nic nie dba, a przyszłość maluje się w byle-jakich barwach...
Jednymi słowy brzydkie miasto, brzydcy ludzie i brak perspektyw. A jednak! Żyję tu i ciągle mam nadzieję na lepszą przyszłość. Z negatywnymi aspektami staram się walczyć. Owszem wymaga to wysiłku, ale czy nie warto go podjąć?
Zapewne dla większości mój blog to koszmarna nuda. Jest pełen różnego rodzaju niedopowiedzeń, idei, które ciężko zastosować w życiu. Właśnie dlatego go prowadzę w ten sposób. Prowadzę go bo mam nadzieję, że to co piszę nie idzie gdzieś w kąt. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta, zrozumie i zastosuje.
Jeśli chodzi o osoby myślące, które są już zmęczone ideałami i moralizacją, to mam dla was komunikat!
Otóż wkrótce zamierzam dodać nieco kolorytu do bloga... Jaką szaloną idee zamierzam tu znów realizować? Nie będzie to nowy typ pracy artystycznej, ani tym bardziej filozofowanie. Będzie to coś innego, zupełnie nowego, pozytywnego. Mam nadzieję, że nowy "dodatek" przypadnie wam do gustu...
Dziś jednak zaprezentuję wam kolejny szkic! Jeden z, jak na razie, ostatnich w moim szkicowniku. Pochodzi z roku panującego. Poza nim został mi już tylko jeden, ale... Nie martwcie się! To co pokazywałem do tej pory to dopiero początek... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz